przez Ginjiro » 21 sie 2018, o 00:06
Spoglądając na wbite w ziemie ostrze kunai'a, chłopaczyna wzruszył ramionami. Chwilę później wsunął swój miecz z powrotem do pochwy na plecach, aby momentalnie spojrzeć pod siebie i ujrzeć dosłownie kilka rozlanych kropel z manierki. Błyskawicznie złapał za naczynko, po czym rzucił jednym okiem wewnątrz, upewniając się, ile jeszcze zostało. Jego mina doskonale oddawała stan, w który aktualnie wpadł. Był wściekły z powodu broni rzuconej w jego kierunku, nie, był wściekły z powodu intencji zamaskowanej kobiety. Z powodu takiej błahostki stracił dosłownie kilka mililitrów wody, która w nadchodzących warunkach będzie mu bezwzględnie potrzebna. Usłyszawszy pierwsze słowa kunoichi, nawet nie odezwał się słowem. Jedynie domknął wieko piersiówki, aby następnie przypiąć ją do paska. Gdy tylko Masako ruszyła przed siebie, młodzieniec miał chwilowe wątpliwości, czy aby najrozsądniejszym ruchem jest pójście w głąb kanionu u boku nieznajomej. W momencie, w którym kobieta obróciła głowę za siebie, sprawdzając, czy Ginjiro w końcu się ruszył, ten wziął głęboki oddech i skierował niepewne kroki za tajemniczą personą. Był skazany na kolejny słowny wywód wypowiadany z jej ust, tak jak obiecał, nie przerywał jej w żadnym stopniu oraz wstrzymywał się od zadawania pytań, które aktualnie siedziały mu w głowie. Parsknął suchym śmiechem, gdy do jego uszu dobiegły słowa o "marginesie społecznym".
- Kim my jesteśmy, aby oceniać kto jest, a kto nie jest marginesem społeczeństwa? Rozmawiałem z wieloma ludźmi w trakcie posiedzeń w karczmie, oni nie należą tylko i wyłącznie do tych "złych". - zaakcentował wyraźnie. - Może gdybyś poświęciła odrobinę czasu, aby z nimi porozmawiać, to byłabyś tego świadoma. - młodzik wydawał się niezrażony słowami Masako, nawet jeśli uderzały one w niego samego. W końcu sam większość swojego czasu spędza w graniu karty z całkowicie przypadkowymi mieszkańcami.
- Niedźwiedzią skórę? Tylko co ja z tego będę miał, oczywiście oprócz niesamowitej przygody, którą razem przeżyjemy? - wyszczerzył się ironicznie. - Plan, plan, plan... Wspominałaś, że nie lubisz brudzić sobie rączek, prawda? Jeśli już mamy tym się zająć, na początek wyciągniemy go z jaskini. Nie mam zamiaru ryzykować walki w ciasnej grocie, gdy już będziemy na otwartej powierzchni, to skupie na sobie jego uwagę. Resztą ty się zajmiesz z dystansu, tylko nie celuj we mnie! Pasuje taki plan? - chłopaczyna wydawał się pewny swoich działań, aczkolwiek przedstawienie ich w całości sprawiało mu niewielkie problemy. Bezwzględnie można mu wytknąć to, że tłumaczenie zasad wcześniejszej gry karcianej było dla niego o wiele wygodniejsze. Tym razem zabrakło tego błysku w purpurowym oku Hoozukiego.