przez Ame » 11 wrz 2019, o 23:26
Ame po spotkaniu z Akashim o dziwo nie stracił niczego, nie licząc zabitych neuronów w wyniku spożycia, ale jeszcze zyskał płaszcz, który udało mu się doprowadzić do beznadziejnego stanu. Wystarczy powiedzieć, że cały był uwalony w błocie, a zdobienie w postaci odcisku jego buta na samym środku pleców było widoczne z daleka. Chłopakowi za to w ogóle to nie przeszkadzało, gdyż ból głowy był o wiele gorszy. Otulony w ten pechowy kawałek materiału od Jashinisty, doczołgał się do sadzawki i wypił tyle na ile pozwolił mu żołądek. Biorąc pod uwagę jak wszystko się w nim przelewało, miał tylko nadzieje, że uda mu się tę wodę w nim zatrzymać. W takich momentach sukcesy należy budować małymi krokami. Tak małymi jakimi ruszył w nieokreślonym kierunku zaraz po wizycie w wodopoju. W głowie miał tylko jedno - zwrócić Akashiemu płaszcz i samemu przy tym nie zwrócić. Nie za bardzo pamiętał jak wrócić do Kotei więc tylko szedł przed siebie, licząc że jest na dobrej drodze. Nie wiedział gdzie szukać kultysty, ale gdzieś tam przez alkoholową mgłę wróciło do niego wspomnienie o hotelu "maskonur". Albo nie. Jakimś podobnym. Coś w ten deseń. Coś z murem, bo Akashi też miał iśc na mur. Mur. Marmur! Nie Maskonur, marmur! Teraz już wiedział czego ma szukać, ale dalej nie wiedział gdzie.
Podobno podróże kształcą, lecz w tym przypadku to nie wyszło do końca tak jak powinno. Podczas wędrówki Hozuki najwyżej do końca wytrzeźwiał i zdał sobie sprawę, że szedł kompletnie nie tam gdzie trzeba. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo gdyby miał z okolic stolicy trafić do hotelu, który był pewnie gdzieś obok to trafiłby na niego już dawno. Ewentualnie tak bardzo skupił się na tym, żeby się nie porzygać, że minął go i nawet nie wie kiedy to się stało. Tak czy siak było nieciekawie, ale nie beznadziejnie. Głównie dlatego, że w oddali zauważył coś na kształt zabudowań. Bez chwili wahania uznał, że to jego najlepszy trop, a kto wie - może to hotel "kalambur", znaczy się... tego... "marmur".
Oczywiście jak to w życiu bywa, okazało się że zabudowania to jakaś zapyziała nora. Wygląda na to, że wszelcy bogowie opuścili to miejsce. Przynajmniej chłopak nie widział żadnego nie licząc siebie. Szkoda tylko, że brudny płaszcz i skacowana mina odbierały mu dużą część majestatu. Miał cichą nadzieje na zaczepienie jakiejkolwiek żywej duszy i niemą nadzieje na to, że żywa dusza będzie wiedziała gdzie jest hotel. No i liczył, że w związku z hotelem nikt go nie skieruje do Tokio.
