Zakładanie, że Inoyū aktualnie bawi się najlepiej na świecie było twierdzeniem nieco na wyrost; owszem, wykorzystała obecność Shikatsu, by oderwać się chociaż na chwilę od tej wieczornej stagnacji, która była skutkiem drastycznie zmniejszonej liczby turystów o tej niezbyt atrakcyjnej porze, ale jednocześnie chciała, by ta po prostu sobie poszła i dała jej spokój. Wykonała swoje zadanie – Yamanace została dostarczona rozrywka, teraz już może wrócić do tego, co tam sobie wcześniej robiła. Napastliwość dziewczyny zaczynała coraz bardziej ją irytować, a żadne konwenanse czy wieloletnie znajomości ich tatuśków coraz bardziej przestawały mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie; inna sprawa, że te rozdrażnienie zostało dodatkowo spotęgowane tym jakże bezczelnym skąpstwem jej koleżaneczki. Niska dniówka mogłaby każdego wprowadzić w zły nastrój, a już w szczególności łasą na pieniądze Inoyū – potrząsnęła kontrolnie mieszkiem, w którym trzymała wyżebrane uczciwie zebrane dzisiaj od turystów monety, po czym skrzywiła się z wyraźnym zniechęceniem. Cholera, no nie postarała się dzisiaj. Mama będzie zła.
- I niby w jaki sposób możesz mi to udowodnić? – widząc, że Shikatsu z jakiegoś powodu uznała, że doskonałym pomysłem byłoby wetknięcie łba prosto w poprzewieszaną różnymi rytualnymi bzdetami budkę, instynktownie odchyliła głowę do tyłu, raczej nie chcąc ryzykować zetknięciem się z tą nadal dość nieznajomą dziewczyną czołem - W żaden. Moje porosty wyczerpują te-…
Świat przed jej oczyma zawirował niebezpiecznie przez kilka dłużących się nieznośnie chwil, bicie serca gwałtownie przyspieszyło aż do poziomu palpitacji, a naturalnie blada facjata zmieniła barwę na – jeśli to w ogóle możliwe – jeszcze bielszą, w tym momencie już niemal siną; mało brakowało, a cały jej święty dobytek zostałby doszczętnie zniszczony przez tę niezdarną kretynkę, która bynajmniej nie miała zamiaru nawet przeprosić za wywołane przez siebie zamieszanie. Podpierając się dłońmi o blat, z tej przepełniającej ją pretensji aż podniosła zad z zajmowanego wcześniej miejsca, by wycelować w nią przepełnionym chęcią brutalnego mordu spojrzeniem.
- Mogłabyś, kurna, bardziej uważać?! – wychrypiała, wyraźnie rozemocjonowana naruszeniem przez nią tych wszystkich świętości, starając się powstrzymać część z nich przed upadnięciem na kamienne płyty - I przestań się tak gapić. Twoja spostrzegawczość jak na Narę to tak wiesz - naciągane dwa na dziesięć. Twój tatuś chyba nie jest z ciebie do końca dumny, co? – kierowana żądzą zemsty, a co za tym idzie - sprowokowana do wetknięcia kilku szpileczek prosto w ego młodej Nary, nie omieszkała wykorzystać tak podłożonej jej prosto pod nos okazji. Zwieńczyła swój krótki monolog obnażeniem kłów w szyderczym, niezbyt estetycznym grymasie. Klan intelektualistów. Klan geniuszy. Klan strategów. Tfu, tfu.
Kątem oka zauważyła monetę, która najwyraźniej leżała na blacie już od dłuższego czasu. Kimże ona jest, by gardzić pieniądzem? Machinalnie przytrzasnęła ją własną dłonią, by – tak samo, jak zrobiła to z poprzednią – ukradkiem wsunąć ją do kieszeni spodni. Zmarszczyła nos w niezadowoleniu, gdy jej plan został pokrzyżowany przez łapsko dziewczyny uniemożliwiające jej jakikolwiek ruch – przez kilka momentów próbowała po prostu odsunąć jej rękę, jednak w momencie, gdy już dotarło do niej, że to nie będzie taka kaszka z mleczkiem, przewróciła ślepiami ze zniecierpliwieniem.
- Ach... Rozumiem. Czyli jednak jest aż tak źle? W takim razie weź ją sobie, tobie chyba bardziej się przyda. Mała łajzo. – wyszarpała swoją rękę jednym, krótkim ruchem, ostatecznie zostawiając pieniążek tam, gdzie sobie leżał.
Yamanaka szybko doszła do wniosku, że brunetka najwyraźniej po tej długiej podróży była bardzo spragniona kontaktu – Inoyū nie zdążyła do końca ocknąć się po żelaznym uchwycie jej dłoni, a ta już znowu leciała z łapami, by – czy to w zamyśle miało być pieszczotliwe? – poklepać ją po licu. Mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem i odganiając jej dłoń niczym wyjątkowo upierdliwą muchę, rzuciła w jej stronę jedynie ciche – Bez takich. – i zdecydowała się w końcu opuścić swoje wysiedziane miejsce za kramikiem, pokonując kilka kroków w kierunku dziewczyny. Zatrzymała się tuż przy niej, po czym zaczęła powoli zwijać cały interes, mając nadzieję, że daje tym samym wyraźny przekaz, iż właśnie ma zamiar iść sobie już do domu, a dla samej Shikatsu to idealny moment, by się odczepić. Zabawa już jest skończona. Nie ma czego ciągnąć.
- Mówiłam ci już przecież, że powiem ci dopiero, gdy-… - zmrużyła ślepia podejrzliwie, wstrzymując na krótki moment motanie całego stanowiska kilkoma warstwami szmat rozmiarów prześcieradła - Moment. Chwila. Po co ci w ogóle mój ojciec?
...Chyba jednak pozbycie się Nary nie będzie aż tak łatwe.