przez Ichirou » 2 sie 2018, o 14:27
Życie bywało przewrotne, a przynajmniej życie Diabła Świtu. Wydawałoby się już, że w końcu jakaś przygoda skończy się po prostu dobrze, bez żadnych ale. Pachnący orchideą Los postanowił jednak wprowadzić w jego życie trochę równowagi. Asahi odkrył wodę, więc złośliwa istota podsunęła mu trochę ognia. Ot, żeby się nie nudził. Żeby nie mógł zasnąć z błogim uśmiechem na ustach, zadowolony z ostatniego dnia.
Ktoś mógłby powiedzieć, że problem sierot w wiosce został szybko rozwiązany, ale nawet brązowowłosy Sentoki nie miał w sobie tyle cynizmu, by drwić z śmierci niewinnych. Wbrew opinii wielu, mimo swych zapędów do wojaczki nie był zwolennikiem zabijania cywili. Ludzie Atsui w pewien sposób byli jego ludźmi, więc i jego widok ciał przykrytych płótnem nieco ruszył. Owszem, był daleki do uronienia łez, ale i dla niego była to rzecz całkiem przykra.
Troszkę się zdziwił, kiedy nie został rozpoznany przez strażnika. Na szczęście tuż obok znajdował się Arata - młodzian ze służb porządkowych, z którym Ichirou miał już do czynienia i który dołożył małą cegiełkę do ostatniego śledztwa. Śledztwa dotyczące Szakali - tych samych, których symbol widniał nad wejściem do spalonej ruiny.
Na wzmiankę o awansie zmusił się do przelotnego uśmiechu. Jou chyba sobie o nim zapomniał, bo już dawno powinien nadać mu miano Weterana.
Potem zamienił się w słuch, bo nie było sensu przerywać wyjaśnień. Na obecny moment wiele nie było wiadome, prócz tego, że doprowadzono do wybuchu za pomocą notek. Przez cały ten czas zdawania relacji przez strażnika, Asahi zadawał sobie pytanie, po co wykonany został zamach na przytułek. Mieszkanie jakiegoś shinobi, sklep bogatego kupca, warsztat wpływowego rzemieślnika, koszary - wszystko to byłoby jeszcze zrozumiałe, ale dom dla sierot? Może Ichirou faktycznie zbyt egoistycznie patrzył na wiele spraw, ale w całym tym pogorzelisku widział właśnie atak wymierzony w jego stronę lub przynajmniej w jego otoczenie.
- W porządku - oznajmił, że przyjął informacje, choć w gruncie rzeczy nic nie było w porządku. Westchnął ciężko, omiatając raz jeszcze ruinę zmęczonym spojrzeniem bursztynowych oczu.
- Jeżeli dowiecie się czegoś, dajcie znać również mi. A jeśli chodzi o teraz - miejsce pożaru jest już zabezpieczone? W razie czego mogę przygasić żar moim piaskiem.
Dalsze działania zależy więc od sytuacji. Jeżeli faktycznie była taka potrzeba, to ruszył do przodu i zajął się sprawę tam, gdzie mu wskazano. Posłał nieduże, ale szczelne warstewki piachu na powierzchnie zagrożone ponownym zapłonem.
Tak jak wcześniej klął na to, że akurat różowowłosa udała się z jedzeniem dla robotników na miejsce wykopalisk, tak teraz mógł mógł z tego faktu się cieszyć. Przynajmniej ona wyszła z tego cało, choć wiele innych osób nie miało tego szczęścia.
No własnie, Akemi. Kiedy zebrał informacje i ewentualnie pomógł w ogarnięciu bajzlu, opuścił miejsce pożaru, żegnając się ze strażnikiem niemo - jedynie skinięciem głowy. Spróbował odszukać w tłumie znajomą osóbkę, którą przed paroma chwilami zostawił. Jeżeli spotkał ją w dość kiepskim stanie, służył otuchą w postaci objęcia, którego charakter był zgoła inny niż ten, na jaki miał nadzieję jeszcze podczas drogi powrotnej. Nie był rzecz jasna w tej kwestii nachalny i jeżeli kelnerka potrzebowała nieco przestrzeni, to ją zapewnił.
- Zatrzymaj się u mnie przynajmniej na jakiś czas. Musze jeszcze coś załatwić. - W jego postawie i czynach można było dostrzec troskę, jednak w samym głosie było ona praktycznie niezauważalna. Dla jego strun głosowych współczucie było jedną z najtrudniejszych melodii do zagrania.
Później ją zostawił. Po raz kolejny, ponieważ - znowu - chciał robić coś więcej niż jedynie trwonić łzy i rozpaczać. Pokierował się w stronę siedziby władzy, gdzie zamierzał porozmawiać z kimś kompetentnym na temat dzisiejszych wydarzeń. Działo się wiele i choć pochmurna mina brązowowłosego władcy piasku tego nie zdradzała, to niósł on pewną, dość wzniosłą nowinę, która w szerszym spojrzeniu miała większe znaczenie niż pojedyncze, osobiste dramaty.
Raczej [zt].