Pustka. Cisza. Spokój. Czy to mogło być realne? Czy cokolwiek w ogóle takie było? W końcu umysł podrzucał jej już tak wiele obrazów, że nie sposób było poznać, które z wizji przed jej oczyma były prawdziwe, a które tylko wymysłem, fikcją. Teraz jednak nie widziała właściwie nic, po prostu trwała. Myśli odbijały się echem dookoła, ale nie słyszała ani słów, ani nie potrafiła znaleźć w tym sensu. Czy jednak tak bardzo chciała go poznać? Nie. Teraz wolała dryfować w tej przyjemnej pustce, zamknięta w bezpiecznej bańce, przez którą nic nie mogło się przebić.
Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być - usłyszała nagle głos, orientując się, że leży na polanie, wpatrując się w błękit nieba. Letniego nieba. Nad sobą zaś miała zamazaną postać, z ust której wydobył się ów głos. - Spójrz na siebie. I ty niby jesteś Uchiha Sagisa? Patrz, do jakiego stanu się doprowadziłaś.
Zmrużyła oczy, próbując wyostrzyć obraz. Głos wydawał jej się dziwnie znajomy, choć nie potrafiła określić, do kogo należał. Dostosowała się jednak do polecenia i usiadła, przyglądając się samej sobie. Na rękach i ubraniu miała krew. Poderwała się z krzykiem, zaraz jednak została przyhamowana przez silne dłonie na własnych ramionach, które usadziły ją z powrotem na trawie.
To kolejna imaginacja, której dajesz się kontrolować. Dlaczego? Bo pozwoliłaś, by dyrygowała tobą przeszłość. Pozwoliłaś zdominować się bezpodstawnym lękom. Rozejrzyj się. W takim świecie chcesz żyć, Saga?
Ogień trawił zieleń dookoła, zmieniając ją w sczerniały popiół zalany szkarłatem. Słyszała własny krzyk, widziała siebie czołgającą się po ziemi z shurikenem wbitym w udo, za nią zaś podążał on - Kazuo. To było wspomnienie z tamtego dnia, wspomnienie koszmaru. Chciała się odsunąć, uciec, uścisk na ramionach jednak nie dawał jej tej możliwości.
To już było, skończyło się. Wiesz, co stało się potem i jakie były tego konsekwencje. Dlaczego więc uciekasz? Nie zmienisz przeszłości, pogódź się z nią. Nie pozwalaj jej dyrygować swoją przyszłością, bo zginiesz. Zginiesz i pociągniesz za sobą tych, których kochasz.
Obraz zniknął, a w zamian pojawił się kolejny - siostra niosąca ją na rękach przez całą osadę. Zaraz potem mignęły następne wizje. Tuląca ją po nocnych koszmarach Tensa, jej podkrążone oczy, zmęczenie i ból odmalowujące się na jej twarzy. Kłótnie rodziców, których głównym powodem była ona, ich krzyki, wyzwiska. Ostrze wakizashi przecinające powietrze, zbolała twarz ojca wytrącającego je z rąk oszalałej córki. Dwułezkowy sharingan siostry krzyczącej "Nie jestem Kazuo!", gdy zaatakowała ją na statku. Niepokój na obliczu Hayamiego, gdy wpadł do sali szpitalnej podczas jej porodu. Kolejny zbolały wzrok krótko obciętej jasnowłosej, która przyrównywała się do tropiciela. "Jestem jak on. Jestem nim."
Zacisnęła powieki, pod którymi wezbrały łzy. To wszystko stało się przez nią. To ona raniła swych najbliższych na każdym kroku. Poczuła szarpnięcie za ramię i została obrócona w miejscu. Teraz przed oczami miała własne oblicze, poznała wyraźnie długie włosy barwy krwi, rysy twarzy, spojrzenie stalowych tęczówek, w których teraz błysnął sharingan.
To nie czas na łzy, idiotko! Przestań w końcu robić z siebie ofiarę i żyj! Nie pozwól, by twój własny umysł cię zdominował! Odbierz mu władzę, jaką dały mu twoje lęki! Jesteś przecież Uchiha Sagisa! Jesteś Saga!
Słowa padały z jej własnych ust wypowiadane jej własnym głosem. Miała zdominować własny umysł? Jak niby miała to zrobić? Te myśli, wspomnienia... one ciągle wracały. Chciała spuścić wzrok, ale przeszkodził jej uchwyt na podbródku. Jej twarz została obrócona na bok, by w otaczającej ją pustce dostrzec postać bruneta. Mimo że miał zamknięte oczy, poznała go od razu, momentalnie napinając mięśnie.
On nie żyje. Od dawna. To tylko cień przeszłości, któremu dajesz pożywkę w postaci własnych lęków. Sama go takim stworzyłaś. Sama wykreowałaś tego potwora. Nie uważasz, że już czas, by odszedł wraz z tym niepotrzebnym strachem? To wytwór twojego zlęknionego umysłu. Pozwolisz, by TO dyrygowało twoim życiem?
- Nie... - szept mimo wszystko był słyszalny. - Mam dość ciągłego strachu...
Więc zabij ten lęk i zacznij w końcu żyć - odpowiedział jej własny głos, obracając ją ku sobie. - Nie jesteś już tą naiwną dziewczynką z Sogen. Przeżyłaś koszmar, ale masz w sobie siłę, by to przetrwać, by iść dalej. Bo musisz iść dalej. Pozwolisz, by twój syn stał się cieniem TEGO?
Podążyła wzrokiem za palcem wskazującym tropiciela. Mężczyznę, który wpatrywał się w nią swymi krwistymi ślepiami z tym cynicznym uśmiechem na ustach. Nie, Ryujin nie będzie jak on. Ona na to nie pozwoli. Pamiętała jeszcze słowa siostry o małym. "To właśnie ty możesz sprawić, że będzie kimś innym niż jego ojciec."
- Ryujin jest moim synem, nie jego - powiedziała pewnie, skupiając wzrok na brunecie, który przestał się uśmiechać. - Nikomu nie pozwolę zrobić z niego potwora takiego jak Kazuo.
Wstała powoli, acz pewnie, spojrzenie nadal mając utkwione w tropicielu, nie było w nim jednak lęku a determinacja. Kazuo również przez dłuższą chwilę jej się przyglądał, a potem uśmiechnął się pod nosem. Zwyczajnie, bez tej prześmiewczej nuty, do której zdążyła przywyknąć, którą sama wykreowała. A potem przymknął powieki, wsuwając dłonie w kieszenie ciemnych spodni, i... rozpłynął się w eterze. A ona poczuła dłoń własnego cienia na ramieniu.
Na ciebie też już przyszła pora. Nie możesz spędzić tu wieczności. Ktoś cię potrzebuje, prawda? Otwórz oczy, Sagisa. Otwórz oczy...
Otworzyła oczy, zamrugała. Z początku nie poznała miejsca, w którym się znajdowała. Rozpoznała jednak skomlenie, a to było najważniejsze. Uniosła się na łokciu, rozglądając po sali szpitalnej w poszukiwaniu swego maleństwa. Nie trudno było je znaleźć. Wstała powoli z łóżka, stawiając uważnie kolejne kroki w stronę kojca. Chłopczyk rozkopywał właśnie kocyk, którym został przykryty, domagając się innego źródła ciepła. Płomiennowłosa patrzyła na niego z lekkim uśmiechem na ustach, ostrożnie po niego sięgając. Pierwszy raz samodzielnie brała go na ręce i najzwyczajniej w świecie bała się, że zrobi mu przypadkiem krzywdę.
- No już, maleńki, jesteś przy mamie - szepnęła łagodnie, układając go we własnych ramionach. Wpatrywała się w jego różnokolorowe ślepka bez lęku, bardziej z miłością, a i on cały czas patrzył na nią. Dopiero gdy poczuła się nieco pewniej w chwycie, odeszła znad kojca, wracając na łóżko i usadawiając się na nim wygodnie. Wtuliła w siebie malucha, po chwili również go nakarmiła, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment.
Jakiś czas później zajrzała do niej pielęgniarka, pytając, czy czegoś jej nie trzeba. Przyniosła jej lekki posiłek, który Saga wręcz pochłonęła, nie dała sobie jednak zabrać synka z rąk. Z pomocą kobiety po raz pierwszy zmieniła mu pieluszkę, pierwszy raz umyła, właściwie wszystko robiła pierwszy raz. Nikt jednak jej nie popędzał w kolejnych czynnościach, skupiając się bardziej na radach i konkretnych sugestiach. To było jej dziecko, więc naturalnym było, że sama będzie musiała się nim zająć, a nie miała przecież żadnego doświadczenia. Z wdzięcznością przyjmowała zatem każdy rodzaj pomocy, dziękując za wsparcie i życzliwość.
Wkrótce znów została sama ze swym maleństwem, układając je przy własnym boku. Właściwie dopiero w tej chwili zauważyła notatnik leżący na stoliku obok. Ryujin zdążył już zasnąć, więc sięgnęła po notesik, otwierając go następnie na przypadkowej stronie. Od razu rozpoznała pismo.
- Nee-san... - wyrwało jej się cicho, a moment później przypomniała sobie, co takiego mówiła jasnowłosa, gdy ją ostatni raz widziała. Przeszłość spisana na kartach tego notatnika, który chciała spalić, ale ostatecznie wręczyła jej. Dobrze pamiętała, jak często sięgała po tę małą książeczkę, zapisując w niej różne rzeczy, pomysły, spostrzeżenia. Dla niej notes był niczym mały pamiętnik. Kiedyś obiecała sobie, że odkryje, co skrywają te kartki pełne odręcznego pisma siostry, nie sądziła jednak, że stanie się to w takich okolicznościach. Tensa zostawiła w jej rękach swoją przeszłość, dając jasno do zrozumienia, że odchodzi. Jak więc miała czytać jej zapiski bez łez w oczach?
Zamknęła notes z cichym trzaskiem, odkładając go na powrót na stolik przy łóżku. Przetarła wilgotne powieki wierzchem dłoni i odetchnęła głębiej. Nie była na to gotowa, jeszcze nie. Sama musiała poukładać sobie w głowie własną przeszłość, dopiero wtedy może brać się za cudzą. Ułożyła się wygodniej na poduszce, całą uwagę poświęcając śpiącemu synkowi. Teraz on był ważny, on był jej światłem, jej małym aniołkiem. W tej chwili nic innego nie powinno się dla niej liczyć. Nic poza Ryujinem.