– Długo Ci zeszło, Jiro... Młodzieniec mozolnie skierował wzrok w stronę zasłyszanego głosu, jego oczom ukazała się znajoma twarz. Krótkie i wyjątkowo jasne blond włosy, duże niebieskie oczy, twarz pokryta licznymi bliznami oraz charakterystyczne, szpiczaste zęby. Mężczyzna ten był imponujących rozmiarów, można wręcz powiedzieć, że sięgał dwóch metrów wzrostu. Odziany w szary uniform oraz niebieskawą kamizelkę, natomiast zza pleców wyłaniało się ostrze Guandao. Wyglądał na człowieka, który wiele przeżył. Zdecydowanie większość życia ma już za sobą, wskazywały na to liczne zmarszczki oraz zmarnowana skóra. Nie było żadnych wątpliwości, zwrócił się do niego wuj – Gongetsu Hōzuki. To niemal dwa lata odkąd ta dwójka ostatni raz się widziała. O ile chłopak miałby wskazać kogoś, kto był mu bliski w podobnym stopniu co starszy brat, bez wahania wybrałby właśnie Gongetsu. Ginjiro na widok wuja rozpogodził się drastycznie, momentalnie uściskał go i rozpoczął swój monolog.
– Długo MI zeszło?! Gdzie ty byłeś? Nawet się ze mną nie pożegnałeś! Zniknąłeś ot tak, nagle! Nie dość, że od Kengetsu dostajemy praktycznie zero listów, to jeszcze ty się w ogóle nie odzywałeś! – Młody Hōzuki wręcz poderwał swym wrzaskiem pozostałych gości zajazdu. Podstarzały mężczyzna wyraźnie zakłopotany pokręcił głową, spoglądając na zaalarmowanych klientów, dał im znać, aby spoczęli z powrotem na krzesłach. Polecił młodzieńcowi, aby chwilę poczekał, a sam udał się do barmanki w celu zamówienia gorącego posiłku i czegoś do picia. Z uwagi na brak menu spędził przy ladzie dobre kilka minut, dopiero po kilku próbach gospodyni zgodziła się przygotować domowe naleśniki. Gontetsu podziękował serdecznym uśmiechem i wyłożył na blacie Ryō z niewielkim napiwkiem. W oczekiwaniu na powrót wuja Ginjiro z wyraźną konsternacją obserwował przychodzących gości. Zwrócił uwagę na nietypowe wyposażenie, które wnoszą do zajazdu. W oko wpadła mu w szczególności jedna postać, grubo ubrana kobieta z zabandażowanym "czymś" na plecach. Nigdy w życiu nie spotkał się z takowym uzbrojeniem, kształtem zdecydowanie nie przypominało miecza. Było najzwyczajniej zbyt okrągłe, Jiro zerwał się z krzesła, planując zapytać nieznajomą o rodzaj uzbrojenia, jednak w tym samym momencie wrócił Gontetsu. Usadził młokosa siłą na krześle, a sam zajął miejsce obok niego. Mierząc go surowym wzrokiem, Ginjiro poczuł nieprzyjemny chłód. Ni stąd, ni zowąd osiłek wybuchł gromkim śmiechem, położył swoje ogromne łapsko na głowie młodzika i rozczochrał przemoknięte włosy.
– Młody! Nie wydzieraj się tak, nie jesteś u siebie w domu. Ludzie tu przychodzą napić się w spokoju, więc nie rób zbędnego hałasu, ay? – Gontetsu skrzywił kąciki ust, obdarowując Jiro szerokim uśmiechem, chwilę później wrócił do rozmowy.
– Posłuchaj... Przepraszam, że nie dawałem żadnych znaków. Byłem na ważnej misji, nie mogę zdradzić szczegółów. Wiedz jednak, że od dzisiaj jestem na Kantai i możemy wrócić do treningów! Widzę, że dorosłeś, a i charakterek Ci się wyostrzył! – zarechotał wyraźnie zdumiony wzrostem młodzieńca.
– Jak wypływałem, to byłeś małym szkrabem, a teraz popatrzcie! Prawdziwy mężczyzna! No, to pochwal się, ile misji już ukończyłeś? Twój ojciec wysoko poszybował, w Twoim wieku już do rangi A go dopuszczali. Z Tobą pewnie jest podobnie, opowiadaj!Ginjiro momentalnie spuścił głowę, kilka sekund później przy stoliku pojawiła się barmanka. Postawiła przed młodzieńcem talerzyk z naleśnikami oraz ciepłą herbatę. Jiro w nadziei, że uniknie niekomfortowego pytania, zabrał się za spożywanie posiłku.
Minęło dobre kilka minut, chłopak spałaszował jedzenie w mgnieniu oka, pozostało mu jedynie powolne siorbanie rozgrzanego napoju. W międzyczasie weteran opowiadał jakie ciekawe miejsca zwiedził w przerwie od poleconego zadania, zachwalał kulturę ludzi w Karmazynowych Szczytach oraz wiele innych błahostek, których Jiro nawet nie słuchał. Siedział jedynie pogrążony we własnych myślach, zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytanie wuja. Gdy w końcu przyszło do udzielenia wyjaśnień, opowiadał wszystko z wyraźnym trudem oraz niezdecydowaniem. Dyskusja między dwójką przedłużała się, aż do poranka. Mieli sobie wiele do opowiedzenia, a Jiro z każdą upływającą minutą odczuwał niemożliwą do opisania satysfakcje z powrotu osoby, której rzeczywiście na nim zależy. Ustalili, że o świcie wrócą do rodzinnego domu i zdecydują co dalej.