przez Natsume » 12 lis 2017, o 14:59
Cóż. Nie był człowiekiem, który aż tak zajmował się dyskusjami. Nigdy tego nie potrzebował. Zazwyczaj po prostu prowadził krótką, uprzejmą rozmowę, bez gróźb czy potyczki na słowa. Gdy coś mu nie pasowało, prosił. A jeśli ktoś dalej uparcie kontynuował, po prostu odchodził. Nie wiedział wiele o ludzkich emocjach, więc zupełnie nie przejmował się "porażką w walce na słowa". Jeśli ktoś odczuwał satysfakcję, że go sprowokował, też niezbyt go to obchodziło. Głównie dlatego, że sprowokowany Natsume po prostu sięgał po broń.
To zwykle wystarczyło, by uciąć pyskówki. Czasem dosłownie.
Dlatego teraz odnalazł pewną wadę zostania Shirei-kanem (nie mówiąc już o Shimakage). Odnoszenie się do broni nie dałoby mu najlepszego wizerunku.
Ech.
-Nie wyglądało mi to na zważanie - odparł bez cienia ironii. - Osoba zważająca na słowa zwykle wyraża swoją opinię tylko o to poproszona.
Wzruszył ramionami, pokazując że jemu tak szczerze nie robiło to różnicy. Jedną cechę mieli wspólną - woleli stać z boku i się przyglądać. Natsu jednak wolał zachować swoje myśli tylko dla siebie, zmarłych i bogów. Głównie dlatego przechadzał się po mieście, nie uczestnicząc w całym tym gwarze - nie czuł, że do niego należał. Stał na uboczu i się przyglądał. Jak zwykle. Tak, jak Cień Wysp powinien.
A kwestia ostrożności? Proste. Połączył słowa Satoshiego ze swoimi wspomnieniami i postawą. Nawet nie chodziło o ostrożność czy nie. Po prostu nikomu nie ufał. Zaufanie doprowadziło go do kazamatów i dała mu setki blizn. Przeżył dwadzieścia lat tylko dlatego, że nigdy w pełni nie wierzył w czyjeś słowa. Po prostu kwestia przetrwania.
-„Ludzie mogą mieć różne opinie: nie musisz zmieniać swojej i nie pozwól by ktoś Cię do tego zmusił, ale i nie wmuszaj swojego punktu widzenia innym” - zacytował urywek traktatu Pax Glacia, stanowiącego dokument pół prawny, pół filozoficzny, a który przedstawiał cechy idealnego wyspiarza pragnącego pokoju. Młodzieniec zwykł odnosić się do praw niż emocji. Te pierwsze były ustalone i znacznie prostsze w respektowaniu. - Mówisz o bogach dającym ludziom język, a sam w nich nie wierzysz, a przynajmniej takie wrażenie odnoszę. Ironia, prawda?
Twarz młodzieńca nie wyrażała innego wyrazu, jak zwykłe zamyślenie. Chociaż po nawiązaniu współpracy z śnieżnymi tygrysami i poddaniu go próbie młodzieniec pogodził się sam ze sobą, to wciąż ciężko mu było wyrażać emocje, które dopiero odkrywał. Dziesięć lat były zasłonięte za ścianą, i teraz dopiero powoli się ich uczył. Dlatego też nie marnował czasu na określanie, co mógł oznaczać uśmiech mężczyzny, gdyż zwyczajnie i tak by tego nie dał rady uczynić.
Na stwierdzenie o sile, młodzieniec westchnął i odwrócił się ponownie w kierunku kapliczki. Na wszelki wypadek wyostrzył słuch i sprawdził, czy ukryte ostrze będzie w gotowości, na wypadek gdyby mężczyzna próbował go zaatakować od tyłu. Wpojone cechy shinobiego-wojownika. Nawet w rozmowie bądź gotowy na walkę. Czy miało to sens? Może nie. Trudno wykorzenić stare zwyczaje.
-Nie wierzę w "namacalne siły człowieka". Są rzeczy, których człowiek nie jest w stanie zmienić. A wolę mieć siłę ducha, niż siłę fizyczną. Tę pierwszą łatwiej utrzymać, tę drugą łatwo stracić. Więzień, przykuty do ściany i smagany kolczastymi łańcuchami, bardzo łatwo traci siłę ciała. Wtedy tylko duch trzyma go przy życiu, i pozwala mu dożyć uwolnienia. Bez siły ducha, człowiek jest niczym. A wiara w bóstwo, które "może pomoże, a może nie", jest w stanie przynieść ukojenie i odporność.
Cóż, to wiedział z własnego doświadczenia. Rok biczowania. Kolce rozrywające skórę i mięśnie. Ciało błagało tylko o śmierć. Gdyby nie wiara, że to tylko test ze strony bogów i poszukiwanie ukojenia, nie powróciłby z tamtej przeklętej jaskini na wybrzeżu. Nikt by tego nie zrobił. Tylko wiara w bogów i wsparcie duchowe przyjaciela utrzymały go przy świadomości. Przyjaciel odszedł. Bogowie pozostali.