Kiedy razem z Saiką wyszliśmy wreszcie z knajpy serwującej najlepszy ramen w okolicy, przeciągnąłem się leniwie i wyszczerzyłem kły.
Dobre było! Teraz mógłbym przespać ze dwa dni albo i lepiej! - rzuciłem w stronę Saiki, licząc na to, że ma już nieco lepszy humor. Ja sam prawie już zapomniałem o tych wszystkich mało pocieszających faktach związanych z nadchodzącą wojną, ale widok Saiki co chwilę wzdychającej i rozczulającej się nad swoim losem nie pozwalał mi w pełni się odprężyć.
Ech, widzę że ciągle cię to jeszcze trzyma. Ale wiem co pomoże, chodźmy. - zarządziłem i nawet nie czekałem na odpowiedź dziewczyny tylko ruszyłem wzdłuż drogi. Idąc tu za pierwszym razem, zauważyłem dość ciekawe miejsce oddalone o kilkaset metrów od drogi. Zdawało mi się wtedy, że jest tam jakieś ciekawe miejsce, które mogłoby posłużyć do treningu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, odwróciłem się w stronę Saiki i wyciągnąłem w jej stronę palec wskazujący.
Dobra, starczy tego! Pójdziemy na tą wojnę i udowodnimy sobie że jesteśmy silni. Przy okazji okryjemy się chwałą i zdobędziemy uznanie. Zobaczysz, że tak będzie. - liczyłem na to, że Saika podłapie pozytywne nastawienie jakim zdawałem się emanować i przyłączy się do wspólnego treningu.
Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar pokazać potęgę swojego klanu. Wiem co potrafią moi bracia i ojciec więc i ja powinienem być w stanie to zrobić... mam nadzieję. - dodałem po czym odwróćiłem się od dziewczyny i wziąłem głęboki oddech.
Złożyłem jedną pieczęć (wąż) i zacząłem kumulować chakrę w ustach, tak jak robił to niegdyś mój ojciec podczas nauczania starszego z braci. Widziałem wtedy jak jego policzki nadymają się by po chwili wypuścić na zewnątrz przeogromne ilości wody. Ta technika zdawała mi się być najpotężniejszą umiejętnością naszej rodziny, dlatego wyczekiwałem momentu, aż będę gotów ją opanować. Nie wiedziałem jednak, czy to faktycznie był ten moment.
Kiedy zdawało mi się już, że chakra w ustach i płucach jest gotowa do zamiany w masy wody, otworzyłem usta i wypuściłem to co udało mi się stworzyć. Okazało się jednak, że jedynie zalałem sobie ubranie, gdyż niewielka ilość wody po prostu wyciekła mi z ust.
Bez słowa podszedłem do kolejnej próby, aby nie pokazać Saice co się przed chwilą stało. Kolejny raz złożyłem pieczęć węża i zacząłem kumulować chakrę, tym razem w znacznie większych ilościach.
Cholera, użyłem dużo chakry i wyplułem jakieś 2 szklanki wody? Ile muszę jej zmarnować, żeby zrobić to co ojciec?! - pomyślałem z przerażeniem, zbierając kilkukrotnie większe ilości chakry w płucach.
Kolejna próba również okazała się niepowodzeniem, jednak tym razem z ust wydostała się wąska strużka wody, niepodobna nawet do Mizurappy.
Warknąłem dość głośno ze złości i kłapnąłem paszczą.
Cholera! Dam radę! - powtarzałem sobie... z każdą kolejną próbą.
Przez długi czas nie byłem w stanie nawet zbliżyć się do rozwiązania swojego problemu z tą techniką. Nie wiedziałem ile chakry potrzebuję, a ciągłe jej marnowanie na trening było nieco męczące dla ciała. Nie wiedziałem nawet jak dokładnie powinienem wypuszczać efekt swojej techniki, bo z pewnością to również miało duże znaczenie.
Nastał ranek, kiedy pod moimi nogami pojawiła się dość pokaźna tafla wody, nad którą unosił mnie silny strumień wody wydobywający się z moich ust. Z dłońmi złożonymi w pieczęci węża wypluwałem pod ciśnieniem niewielki, aczkolwiek intensywny strumień, który odpychał mnie od powierzchni.
Ublao see! Weesceee! - wybełkotałem, po czym zachłysnąłem się wodą i opadłem z pluskiem na wodę. Był to pierwszy i najważniejszy krok w stronę opanowania techniki. Kiedy załapałem już ogólny zamysł, trening zdawał się znacznie łatwiejszy, a efekty z każdą kolejną próbą były coraz lepsze co tylko motywowało mnie do dalszej nauki mimo rosnącego zmęczenia.
Nauka:
Bakusui Shōha