Misja rangi C
My life ain't nothing but this carnival of rust

2/15Wyzywająco? Tak, ten strój chyba śmiało można było określić mianem
wyzywającego, lepiej bym tego nie ujęła - nawet jeśli zasłaniał najważniejsze części ciała, to przecież, z drugiej strony, odsłaniał równie sporo, kusząc bladą, nieskazitelną skórą, która w dotyku musiała być jedwabiem - w przeciwieństwie do tych lekko potarganych włosów, które straciły swój piękny blask już jakiś czas temu - tylko głębia koloru pozostała ta sama, nie pokonało jej słońce, nie wypłowiały w swojej barwie, to kurz i wiatr zrobiły swoje, sprawiając, że podróż odcisnęła na niej swoje piętno. Płaszcz, buty - wszystko nosiło na sobie znamiona kurzu, tego, którego nie dało się uniknąć i którego nie strzepnie się gestem dłoni. W końcu ciężko było o możliwość prania swoich rzeczy na każdym rogu... zwłaszcza, kiedy było się niewiastą i miało się opory przed obnażaniem swoich wdzięków. Może dlatego sprawiała wrażenie nieco zmęczonej..? Nie jestem pewna, czy to dobre słowo. Sprawiała wrażenie
doświadczonej przez życiem. Jak to już bywało ze Śmiercią. Nie był to ten negatywny wydźwięk, jej oczy nie były matowe, nie przygniatał jej ciężar, którego nie potrafiłaby unieść - stała przecież wyprostowana, niemalże
czujna jak motyl zasiadający na płatkach kwiatu, który nie obawia się, kiedy ktoś podchodzi do niego od tyłu, a jednak wzlatuje w powietrze, kiedy wyciąga się doń rękę - i nigdy nie dowiemy się, czy to dlatego, że odczuwał strach, czy może dlatego, że
piękno nie było przeznaczone dla ludzkich rąk.
Niewiasta nawiązała z tobą jako jedynym kontakt wzrokowy. Nie było w przybytku zbyt wielu ludzi, wręcz śmiało można było powiedzieć, że był dość pusty. Właściciel i kelnerka zniknęli gdzieś, pewnie w kuchni, a może robili rzeczy, które... no które takie osoby robią. Kucharzyli sobie? Właścicielowi i kelnerowali? Coś w tym stylu.
Spojrzenie kontra spojrzenie.
Twoje jadowicie zielone tęczówki i jej fijołkowe oczęta bijące własnym blaskiem - feeria barw, och, jaka piękna..! Nie strzelały z tych oczu iskry, świat nie napinał swoich mięśni, gotując się na
coś większego, ale jakaś nic porozumienia od razu skoczyła między wami. Spowodowała, że ty spoglądałeś na nią, nie potrafiąc oderwać oka, a ona odpowiadała spojrzeniem.
Jak ta słodka Otchłań... I wyrwała was z wiary, że świat właśnie zamarł w zupełnym bezruchu, że ludzie przestali się przesuwać, oddychać, że drzewa już nie szumiały i nigdy więcej we włosach nie zatańczy wiatr. Poruszyła się do przodu - pierwszy krok zdawał się być wręcz chwiejnym, ale każde kolejne, dość szybkie, były już całkiem lekkie i sprężyste. Wśród tutejszych dźwięków jej krok wydawał się być aż nader wyraźnie słyszalny - nie dlatego, że chodziła głośno. Raczej dlatego, że skupiała na sobie wszystkie zmysły.
Chyba ostatnio miałeś szczęście do napotykania
niesamowitych kobiet.
Czy może to kolejny sen, hmm..?
Kobieta wyciągnęła z kieszeni wewnętrznej płaszcza jakąś kartkę papieru, rozłożyła ją i położyła przed tobą na stole, odsuwając dłoń, żebyś mógł spojrzeć - nic wielkiego, przeciętny mężczyzna o prostych włosach opadających mu pojedynczymi kosmykami na czoło, z łagodnym uśmiechem i drygiem w oku.
-
Szukam brata. - Obwieściła jakby nigdy nic. Jej głos był cichy, przypominał szmer strumienia w górskich ustroniach. Jednocześnie wcale nie był miły dla ucha. -
Jesteś tutejszy?