Przybywam!______________
Z zadowoleniem patrzyłem jak rzucane przeze mnie ostrza trafiają jednego z żeglarzy. Mimo dość długiej i męczącej walki, wszystko zdawało się zmierzać w odpowiednim kierunku - zwycięstwa, całkowitej dominacji nad miernymi marynarzami, którzy znaleźli się w złym miejscu o złym czasie.
Patrzcie i podziwiajcie! A później nieście wieść o mnie... - te myśli przelatywały mi przez głowę gdy zacząłem składać pieczęci do kolejnego w tej walce wodnego rekina. Niestety wspaniała wizja zwycięstwa została brutalnie przerwana przez nagłe porażenie, którego nawet nie dostrzegłem.
... c-co? - chciałem zerknąć w stronę z której przez ułamek sekundy docierał do mnie ból, lecz niestety oczy same zamknęły się nim tego dokonałem. Jeszcze tylko krótki moment czułem ból docierający z wcześniej otrzymanych ran, lecz i to uczucie szybko minęło.
____________________
Przebudzenie nie należało do przyjemnych, czego powodem była - nagle bardzo dokuczająca - rana którą wcześniej zadali mi tamci żeglarze. Gdy tylko otworzyłem oczy i poczułem pod sobą zimny, lekko wilgotny kamień zrozumiałem co właśnie miało tutaj miejsce.
Złapali mnie! - pomyślałem i odruchowo chciałem zerwać się na równe nogi by zacząć uciekać. Niestety obydwie rany jakich doznałem oraz dość spory ubytek w chakrze dawały o sobie bardzo mocno znać przez co jedyne co zrobiłem to rzuciłem się niczym ryba wyjęta z wody, by po chwili łupnąć czołem o podłogę i zawyłem z bólu.
Szczypie! Kur** boli! - syknąłem chwytając się obiema rękoma za okolice rany. Dopiero po chwili poczułem pod skórą dziwną strukturę, która okazała się być bandażem. Przez chwilę było to dla mnie dziwne i podejrzane, dlatego wpatrywałem się w białą tkaninę przesiąkniętą krwią by po chwili jeszcze raz spróbować usiąść i przemyśleć sytuację.
Co to za miejsce? Ten zapach... czuję wodę. Do tego wilgoć wszędzie wokół... Chyba nie jesteśmy daleko od brzegu. - ta myśl dodała mi nieco otuchy, bo jakakolwiek obecność wody zwiększała moje szanse na przetrwanie. Teraz jednak przyszła pora na to by nieco lepiej zrozumieć swoje położenie. Zerknąłem raz jeszcze na bandaż.
Opatrzyli mnie, czyli nie chcą bym umarł. Przynajmniej nie od razu. Czegoś ode mnie chcą, ale czego? Poza tym kto mógł mnie tu zaciągnąć? Tamte strachliwe łamagi? - póki co ciężko było mi określić na czym stoję, jednak powoli docierało do mnie, że najbliższe minuty, może godziny będą decydujące i być może zakończą moją podróż po tym świecie. Ta myśl powoli wwiercała się w moją głowę, powodując że znowu zaczynałem czuć narastający gniew, który nakłaniał mnie do tego bym jak najszybciej opuścił to miejsce i dokończył co zacząłem. Niestety ból pod bandażami wciąż był zbyt silny bym mógł wstać na równe nogi, przynajmniej jeszcze nie teraz.
Odgłosy dochodzące z niewiadomej strony starałem się póki co jedynie notować, w razie gdyby zbliżały się w moją stronę. Liczyłem na to, że pozostanę w tym miejscu sam jeszcze przez jakiś czas i zdołam wymyślić plan ucieczki.